..
Drugi świat ;-)

6 | 7128
 
 
2012-03-13
Odsłon: 1216
 

Magiczne El Chorro

Jak wiadomo do wspinania z liną partner jest potrzebny, choć są tacy, którzy znajdują go pod skałą.

Po wielu komplikacjach okazało się, że lecę tylko z Moniką Młodecką i dziękuje jej za to, że nie musiałem lecieć sam bo nie wiele brakowało ;-). W Chorro żaden z nas nigdy nie był, więc byliśmy skazani na „przewodniki internetowe”. Wszystko szło dobrze i nawet za dobrze, aż do czasu kiedy postanowiliśmy spać pod naszym celem głównym, czyli Makinodromo. Źródełko z woda wyschło, a woda z rzeki jest niezdatna do picia, zmusiły nas do zejścia tego samego dnia z plecakami po 25 kg z powrotem na dół (1 godzina drogi bez bagażu!)co nie było miłą niespodzianką ;-). Podziękowania dla Łukasza Dębowskiego za niezłą fatygę co do spaceru po lesie w celu odnalezienia dwóch rozbitków szukających polanki do spania. Mowa tu o nas oczywiście ;-).

Następnego dnia budzę się już w dobrym nastroju. Ryba ( Monika) budzi się z gorączką, więc idę na Makino sam. Podchodzę pod skałę i nie ma nikogo. Mówie sobie kur...przecież na Makino miało być tyle osób, kolejki pod drogą miały takie jak w supermarkecie ;-), tak przynajmniej było w zeszłym roku. W każdym razie idę wzdłuż sektora, aż tu nagle na prawie ostatniej drodze wspina się parka Słowaków ;-) no ukryli się nieźle. Okazuje się, że trafiłem na bardzo miłych ludzi ;-) i resztę dnia spędzam z nimi.


 

Następnego dnia klimat Chorro daje mi się we znaki ;-). Generalnie po podejściu siadasz, zdejmujesz koszulkę, spoglądasz wokół siebie, głęboki wdech powietrza, myśl o -20 w Polsce i pytanie: wstawać??;-) Nieeee... Jednak po 20 min uświadamiasz sobie, że właściwie przyjechałeś się tu wspinać (czasami ten czas się wydłuża :-)po pierwszej wstawce mówisz: ale tu jest zajebiście!!! Tak ja przynajmniej odczułem klimat tego miejsca ;-)


 

Jednak wspinać się wspinałem, 4 wstawki dziennie to maks na Makino, nie wiem dlaczego, ale nie udało mi się nigdy zrobić pięciu ;-).


 

Klimat Chorro odczuwał każdy, niektórzy stwierdzali 12 godzin przed odlotem, że pier**** i nie wracają na -20 ;-) inni zaś olali studia i zostali na miejscu do nie wiadomo kiedy...


 

Charakter wspinania w Chorro mimo 30-40 metrowych dróg jest raczej boulderowy i trudności często rozgrywają się na kilku ruchach co nie znaczy, że z drogi zjeżdża się z miękkimi kaczkami ;-). Tak też i było na drodze, którą wybrałem sobie na cel RP – Cous cous.

Droga ma dwa baldy z czego pierwszy trudniejszy od drugiego. Rozpatentowanie całości zajęło mi ok 3 prób (35 m ;-) Czułem, że nie pójdzie łatwo – latam na pierwszym cruxie jak ciota zawsze jedzie mi noga albo coś mylę, aż tu nagle robię balda rest prawie do zera i czas na drugiego, myślę: „ wcześniej próbowałem z bloku zrobić po poprzednim cruxie i brakowało mi sporo, no ale był koniec dnia, no cóż trzeba się napiąć ;-)” ostatnie strzepnięcie świeżej już buły, magnezja, lewa, prawa ,lewa, dokładka iii... i klama...ufff ledwo, ledwo. Dalej przyjemne 15-metrowe 7b+ ;-)ale czujność do końca. Wpinka do zjazdu i... i mamy ekspresy na inne dróżki ;-).

Moja belay-friend z plecami dwa razy większymi od moich ;-) przechodzi bez problemów kilka 7b osem i fleshem w ramach rozwspinu. Po dylemacie między Lourdes a Porrotem Ryba wybiera ostatecznie tą drugą. Mimo, że Porrot jest wyceniony na plusa mniej moim zdaniem jest trudniejszy od Lourda, więc szczególny szacun za wybór właśnie tej drogi ;-P.

Ja postanawiam do końca realizować się głównie w szybkim RP no i mocno zaniedbanym stylu OS. Polecona przez Age Banaszek 8b En mono el en ojo del tigre staje się moim celem, jak się okazuje niełatwym. Ze względu na długość drogi (45m) dość ciężko ją zpatentować. Pierwszy wyciąg jest wyceniony na 7c+ i spadam z niego OS trzymając już chwytu nad stanem ;-) Tak czy inaczej nigdy nie udało mi się jej rozkminić do końca, ostatnie 20 m to 7c z czego ostatnie 10 to teren mi nieznany. Po zrobieniu trudności za 8b póła, ale chwytów trzymać się trzeba ;-). Nad restem wielkie sople na których się wali szpagaty, staje sobie na jednym i już miałem odrywać rękę od chwytu, aż tu nagle pół metrowy sopel leci z prawie 30m w dół, ja cudem bronie się od lotu, a bonus spada jakieś 20m od Ryby (patrz: przewis na Makino ;-). Miejsce za 7c przechodzę nadzwyczaj spokojnie mimo, poprzednich przygód i tego, że patrzyłem na te chwyty przez 2 min i próbowałem raz robić ruchy ;-). Ostatnie 10 m idę chyba z 15 min z obawy przed lotem. Podsumowując to najdłuższa wstawka w moim życiu (ok 1h) i przeprosiny dla Moniki, bo na dole w dwóch puchówkach zamarzała.


 

W międzyczasie... był sobie rest i trip do Malagi, nocleg u Mai (erazmusowej koleżance Ryby), wizyta w ZZZ... Pub ;-), odebranie Michała z lotniska, zakupy w Decathlonie po 1-osobowy namiot dla dwóch osób ;-), powrót do Chorro dzięki łodziakom, przyjazd Olgi Niemiec mojej nowej belay-friend ;-).


 

Po rescie postanowiłem spróbować El Oraculo, wg rady Agnieszki i Łukasza mam to iśc OS bo łatwe i onsightowe ;-). No przyznaje, że trudne nie było, ale za to przygoda była niezła. Nie będę się rozpisywał wspomnę tylko, że w myślach spadłem ze 3 razy ;-) banie do oblaków, nie udane banie do klam i zawisanie na jednej ręce 30 metrów nad ziemią ;-)krawądki, no handy, oblaki, cruxy to wielki skrót tej drogi...

Ryba przechodzi fleshem po wielkiej walce Siempre Fumois Punkies 7c i poprawia swój fleshowy max ;-)

Olga przechodzi kilka 7b OS i flesh, RP Siempre Fumois Punkies. No emocje były, przynajmniej u mnie ;-).


 

Tak wyjazd zbliża się ku końcowi, robi się coraz lepiej, jedzenie się kończy, gaz też no nic tylko wracać do „pięknej i ukochanej” Polski. Kilka dni później już stopujemy do Alory, skąd jest pociąg do Malgi. W międzyczasie okazuje się, że ostatni bus na lotnisko odjeżdża 6 min po tym jak wysiadamy z pociągu. Bieg z 20 kg na plecach był super i to też mi nie psuło humoru, w końcu zostały nam 2 min zapasu ;-) Nocleg na lotnisku i po kilku godz. już mam podręcznik do PO w jednej ręce i już francuski chleb w drugiej, słodka czekolada i już w samolocie z Paryża do Wawy .....................................................................................................................................................................................................................................................................................................................

KONIEC już czas stanąć na nogi, popatrzyć do góry, nie mrużyć oczu z powodu oślepiającego słońca ;-).


 

Na koniec chciałbym podziękować wszystkim osobom, które towarzyszyły mi podczas tego tripu i pogratulować wszystkim wszystkiego ;-).


Osób zainteresowanych cyferkami odsyłam na 8a.nu


Podziękowania dla firmy Pajaksport za to, że dostałem najlepszy śpiwór jaki wyprodukowano ;-)


 


 Pozdro

Adrian Chmiała


 

 
 
KOMENTARZE
 
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
ZAPISZ
 


Archiwum wpisów
 

Pn

Wt

Sr

Czw

Pt

So

Nd